Zyczenie (rozdzial 6) - wybiegam w przyszlosc

Zostalem sam. Wiekszosc czasu spedzam teraz z krukami ktore dokarmiamy wraz ze Strachem. Nie odszedł tak jak inni – Instynkt, Intuicja czy Nadzieja. Nadzieja, jej brakowalo mi najbardziej. Odeszla i nawet nie wiedzialbym gdzie zaczac jej szukac. Strach zostal ale tez nie mial nic do powiedzenia. Od momentu kiedy odgadlem co narysowal podczas naszego pierwszego spotkania stopniowo przestal sie oddzywac i po prostu byl. Miałem wrażenie, że zaczynamy rozumieć się bez słów.

Jak na razie nie udalo mi sie wyleczyc kruka i po jakims czasie tak jak to zapowiedzialala Intuicja zlecialo sie ich jeszcze wiecej. Trzeba przyznac, ze zrobilo sie naprawde czarno. Prawie cala sala jest juz ich pelna i niedlugo zaczna sobie pewnie wchodzic na glowy. Wtedy naprawde zacznę się martwić. 


Mm... Kruki - na poczatku chcialem je przegonic ale one podrywaly sie jedynie i krazyly nademna skrzeczac tylko po to by wyladowac spokojnie nieopodal. Wyglada na to, ze juz sie ze mna oswoily i zupelnie sie mnie nie boja. Ja tez sie do nich powoli przyzwyczajam choc wcale nie lubię ich towarzystwa. Powiedziałbym ze jest dość ciężkie. Czasami podchodza i przekrzywiajac glowe przygladaja mi sie jednym okiem. Wszystkie są do siebie podobne choć wprawne oko znajdzie kilka szczegolow ktorymi sie roznia. Jeden na przyklad ma poszczerbiony dziub inny porusza nim szybciej, a jeszcze inny kustyka nad czymś zamyslony. Tak, zdecydowanie po jakims czasie mozna je zaczac rozróżniac mimo, ze na poczatku wszystkie wygladaja dokladnie tak samo.


- Glupia zdzira! – zaskrzeczal Bloody Bird. 

Mial złamane skrzydło i zawsze ta sama spiewke. To jeszcze jedna rzecz: kazdy skrzeczy tylko na jeden temat. Slyszalem, ze kruki sa niezwykle inteligentne i potrafia nasladowac dzwieki. Pamietam pewna historie o krukach ktore próbowały rozlupywac orzechy wloskie rzucajac je z wysokości na ulice. Jednak pomimo, ze świetnie się to sprawdzalo jezeli chodzi o orzechy to miało jeden problem.Mianowicie wiele z ptaków ginelo pod kołami przejezdzajacych samochodów. Kruki nauczyły się wtedy podrzucac orzechy na skrzyzowaniach gdzie zostaławaly rozgniatane przez zatrzymujace się pojazdy. Wtedy spokojnie zbieraly je kiedy ruch na ulicy nieco przystawal. Bardzo zaciekawila mnie ta historia o krukach, wydaly mi sie niesamowicie inteligentne ale te tutaj zawsze skrzecza o jednej tylko charakterystycznej dla siebie rzeczy. To ciekawe bo pomimo, ze jest ich tak wiele nigdy sie od siebie nie ucza i nigdy nie powtarzają tego co inne.

"Nikt Cię nie kocha, nikt Cię nie zrozumie! Zawsze bedziesz juz sam, jestes stary" – rozlega sie wokolo od czasu do czasu. 

Zastanawia mnie czy moge sie z nimi komunikowac. Probowalem szukać z nimi porozumienia lecz jedyne co dostawalem w zamian to lypniecie czarnego oka – czasami bylo to zaskrzeczenie, czasami dziobniecie w wyciagnieta reke lub odslonieta kostke. Patrzac na nie mam wrazenie, ze jedynego czego mi brakuje do calosci tego obrazu to wystajacy krukom z plecow kluczyk. Kluczyk nakrecalby sprezyne i może wszystko wydawaloby sie wtedy prostsze do zrozumienia. Ptaki wygladalyby tak sztucznie jak sie zachowuja a kiedy sprezyna by sie rozkrecila przewracalyby sie na bok lub na plecy i jeszcze przez chwile ruszały bezsilnie lapkami by po chwili zamrzeć w bezruchu. Pozbieralbym je wtedy i polozyl w rogu pomieszczenia jeden na drugim w długich rzadkach. 

Przestrzen wypelniona jest szumem ocieranych o siebie skrzydel i przesuwanych po piasku lapek – tak jakby ktos caly czas miął wykrochmalone przescieradlo. Teraz już się nie krochmali przescieradel jednak kiedy byłem mały uwielbialem wskakiwac pod rozciagane wlasnie przez rodziców przed złożeniem do bielizniarki wyprane i wykrochmalone przescieradlo. To byl przyjemny szum ocieranego o wlosy materialu. Cos jakby maszyna do glaskania po glowie właczona na wysokie obroty. Wspanialy szum dotyku.

Zupelnie inny szum niz ten teraz. Szum ktory nie daje mi spokoju, przez ktory nie moge pozytywnie myslec sni spokojnie spac. Od czasu do czasu udaje mi sie o tym zapomnieć jak wtedy kiedy gapie sie w piasek pod stopami. Skupiam sie tak by dostrzec kazde ziarenko i staram sie znalezc roznice miedzy nimi: Inny odcien, przezroczystosc, wielkosc i kat pochylenia scianek – jezeli skupie sie nad tym mocno to czasami przestaje slyszec ten szum ale przestaje tez slyszec wszystko inne. Czuje sie, ze opieram sie o drzwi powstrzymujac zapasnika ktory probuje je otworzyc. Czasami jest to zapasnik a czasami napierajaca rzeka. Wtedy buduje tame ktora powstrzyma pietrzaca się wode. Zdarzy się, ze woda przecieknie jakas szczelina i splynie cienkim strumykiem na zewnatrz. Wtedy przez chwile ja widać ale staram się ja ukryć. Przecież to wygladaloby dziwnie gdybym nagle otworzył drzwi a ze srodka buchnelaby masa wody albo wpadł nagle rozgniewany zapasnik. Nie pokazuje ze za drzwiami dzieje się coś niezwykłego i dlatego tez nauczyłem się budować dobre tamy. Mógłbym się nawet zaprzyjaznic z bobrami. Jedynym minusem jest to, ze za tą tama jestem zupelnie sam. Sam jak palec. Oczywiscie gdyby ktos sie ueaznie przyjrzal to przez odwrócony fotoplastikon w drzwiach uda mu się dostrzec co się swięci. I wtedy wszyscy uciekają. Od czasu do czasu wsrod krukow podnosi sie zamet. Zaczynaja wtedy nerwo trzepotac skrzydlami az jeden lub dwa poderwie sie do lotu a kiedy wzbiją sie w powietrze zmierzaja w moim kierunku i uderzaja mnie skrzydlami po twarzy. Nie moge powiedziec by bylo to przyjemne. Najgorzej jest jednak kiedy gdzieś z daleka rozlega się ten Glos. Znam go bardzo dobrze i wiem do kogo należy. Kruki tez to wiedza i zaczynaja miotac się jak oszalale lypiąc oczami dookoła. Strach biega wtedy z jednego konca na drugi wymachujac wesolo rekami. Mimo wszystko trudno mu się dziwic, to jedyny moment kiedy moze sobie pobiegac i nic nie szweda mu sie pod nogami. A ja? Ja oslaniam rekami glowe, przysiadam w rogu okryty mokrym kocem który dostałem w prezencie i zapalam papierosa. Zauwazylem, ze kruki nie przepadaja za dymem. Kraza tylko wokolo mnie powstrzymywane przez ta wątla firanke. Mam wtedy nadzieje, ze wkrótce się uspokoja - nie chce przecież zachorowac na raka. Wiem jednak, ze po tej burzy będę bardzo wyczerpany. I wiem ze nie będzie nikogo kto mnie z tad zabierze. W tym miejscu nie ma wizyt a ja nie znam drogi do wyjścia. 

Przypomniala mi się nagle rozmowa odbyta z Mood'ym:

- Sa w życiu rzeczy których nie uleczysz sam. Nieważne jak bardzo byś chciał - powiedział Moody.
- Na przykład? - zapytałem
- Na przykład zlamana noga lub skrzydło - wskazał łapą ślad na ziemi - Jak nie pójdziesz do specjalisty to nie zrosnie się jak powinno i Twój lot nie bedzie taki jak wcześniej. Możliwe, ze juz się nawet nie oderwiesz od ziemi.
- Ale ktoś mi kiedyś powiedział, ze tylko sam mogę sobie pomóc.
- To nie do końca prawda. Ten ktoś po prostu nie myślał wcale o tobie. Dużo zależy od Twojej dobrej woli ale niektórych rzeczy nie naprawisz samemu. 
- Jak zaufanie?
- Tak. Zaufanie to dobry przykład. Coś jeszcze?
- ...Serce? - zastanowilem się. 
Moody popatrzyl się na mnie i poruszył wasikiem. Zastygl w bezruchu przez chwile przypatrujac mi sie po czym zaczął oblizywac łapę a pozniej pyszczek. Jego reakcja trochę mnie zaskoczyła. No coz, koniec konców był przecież kotem a jego imię dokładnie określało jego charakter.



Bloody Bird - Acrylics on Canvas



0 comments:

Post a Comment