Zyczenie (rozdzial 1) - Zagubilem sie, Intuicja i Instynkt

Zagubilem sie. Zagubilem sie w lesie, nie... w grocie... Nie, tez nie - cos na ksztalt groty ale od poczatku. A bylo to tak:
Pewnego dnia szedlem sobie przes las wesolo pogwizdujac, jak sie nazywa pokrycie lesne?... aha, ta... no - sciolka. No wiec szedlem sobie przes las, stopy delikatnie zapadaly sie w sciolce, slonce przeswitywalo przez sosnowe galazki a w poblizu slychac bylo pocwierkiwanie ptakow... Mysle, ze widzisz juz obraz – ogolne szczescie wewnetrzne. Pewnie, ze sie troche stresowalem chodzac tak bez mapy lub kompasu ale to uczucie gdzies siedzialo pogrzebane pod koldra puszystego szczescia. Problem w tym, ze przykrylem sie tym szczesciem pod czubek glowy i za cholere nic nie widzialem. Mnie tez nikt nie widzal. A ja niczym male dziecko siedzialem sobie pod koldra niczym wniebowziety.

W rzeczywistosci jednak nie cierpie przykrywac sie koldra po czubek glowy – bardzo nie komfortowe... lubie tez spac na srodku pokoju... zaraz, zaraz... lubilem... zdalem sobie wlasnie sprawe, ze juz chyba nie.. zastanowie sie nad tym bo to cos znaczylo – ale odbiegam od tematu. No wiec ide sobie caly w skowronkach i widze, w oddali przesuwa sie postac, a moze tylko mi sie wydaje. Promyki slonca maluja przepiekne radosne wzory na otaczajacych mnie pniach – konca lasu nie widac.
Nagle z oddali slysze wolanie. Na poczatku malo co sie przebija przez moja koldre ale wychyliwszy glowe zdaje sobie sprawe, ze faktycznie ktos wydaje dzwieki. Moje szczescie stygnie powoli wraz z wychylona wlasnie na swiatlo glowa. Ktos mi kiedys powiedzial ze trzydziesci procent ciepla czlowiek traci przez glowe. Ubytek w szczesciu byl wiec znaczacy. Chce je zatrzymac ale glos swidruje mi w glowie. Udaje sie w kierunku skad dobiegal i nagle BAH! - wpadam w jakas szczeline w ziemi. Przez ta koldre nie widzialem co mam pod nogami. Patrzac w gore oceniam ze nie jest ani za duza nie ani za mala – w sam raz bym sie w nia zmiescil. Wiec sie zmiescilem. I z glebi tej szczeliny dobiega mnie dzwiek... Dziwny dzwiek. Nie wiem czy to placz czy smiech. Nieco sie wacham ale pakuje sie w glab bo wrodzona ciekawosc nie da mi o tym pozniej zapomniec.
W srodku panuje ciemnosc i wilgoc, w powietrzu unosi sie zapach ziemi. Czuje sie troche jak na przedsionku do swiata umarlych. Sam nie mam pojecia jak wyglada taki przedsionek ale tak go sobie wlasnie wyobrazam. Nie wiem tez czy trzeba na przyklad wytrzec tam buty. Ja nie wytarlem. A szkoda poniewaz daloby mi to czas na zastanowienie sie. Chce zawrocic ale ciekawosc kaze mi isc dalej – notatka dla siebie: Nie sluchac ciekawosci. Zaglebiam sie coraz dalej i smiech lub placz staje sie coraz bardziej wyrazny. Zaczynam sie niepokoic bo jeszcze kilka krokow i zupelnie nie bede wiedzial jak wyjsc z tego labiryntu. Czasami czuje sie jak idiota. Na przyklad teraz: z kazdym poznanym zakretem zapominam te poprzednie... moj umysl jest w stanie zapamietac ich jedynie kilka. Dziesiesc? – pietnascie moze. Nowy zakret i BRZDEK! - z glowy wylacial mi ten z poczatku kolejki. No ja nie moge!
Powoli intuicja podpowiada mi – „hmm... Na twoim miejscu to ja bym sie wycofala...” – „Jasne, ale nie jestes na moim miejscu” – odpowiadam. Przez chwile zastanawiam sie nad tym co wlasnie powiedzialem. Nasluchuje intuicji ale chyba nie zalapala mojej wpadki. Przeciez jest na moim miejscu. Po kilku godzinach marszu czuje, ze juz sie chyba zgubilem – nie mam pojecia jak znalezc droge z powrotem a przeciez nie przewidzialem, ze tak dlugo mi zejdzie w tej cholernej dziurze – i po co ja tu wlazilem? – Dobra, przyznaje intuicji – mialas racje – wychodzimy.
- Ciekawe jak idioto – przeciez, wiem, ze nie znasz drogi... Dobra niech ci bedzie, ja jeszcze pamietam poprowadze cie tym razem. Grales kiedys w sneak'a?
- Gralem
- To dobrze, spodoba ci sie.
No wiec sluchajac glosu intuicji zaczynamy sie wycofywac - "wezykiem, wezykiem" podowiada intuicja. Jest juz nas zatem dwoje – moja najlepsza kumpela ta Intuicja – strasznie sie ciesze, ze ja poznalem. Nagle gdzies z oddali slysze wyraznie – „Pomoz mi!”
What the fuck?– mysle sobie – tam jest ktos kto mnie potrzebuje. Zawracam z zawracania.

- Ej – oddzywa sie Intujcja – dokad?
- Musze – odpowiadam – tam ktos jest!
- Przestan, to echo. Ja nic nie slysze.
- jak to nie slyszysz - glucha jestes? – odpowiadam i ruszam w kierunku glosu.
Jest ciemno i wilgotno jak przedtem, na dodatek zrobilo sie zimno a moze koldra ktora bylem opatulony juz nie grzeje jak wczesniej. Prawde powiedziawszy zdaje sobie sprawe, ze nie potrafie jej nawet znalezc. Teraz slysze juz wyraznie smiech... a moze to jednak lkanie? Cholerny poglos – nic nie moge zrozumiec.

- Dobra - odzywa sie intuicja – ostrzegam cie, mam pamiec lepsza niz ty ale tez ograniczona, jeszcze chwila i sama nie bede wiedziala jak ztad wylezc wtedy obydwoje bedziemy w dupie.

Zatrzymuje sie i biore pod rozwage slowa intuicji. Musze powiedziec, ze troche zajmuje zanim udaje mi sie ja przekonac. Musze tez powiedziec, ze niedobrze z tym sie czuje. Dla uspokojenia jej i siebie postanawiam na wszelki wypadek zostawiac znaki po drodze. Nie wiele mam na sobie ale odtargane strzepki ubrania zawieszam na czym jest to mozliwe – jezeli sie dobrze przyjrzec to nawet je widac. Tak sobie przynajmniej wmawiam.
- Mow mi Jas - puszczam oko w jej strone.
- Milo mi jestem Malgosia – podejmuje gre Intuicja
- Zjadlbym cos. Nie jestes glodna?
- Nie, najadlam sie.
- Czym? – pytam
- Twoim strachem.
- Naprawde? Zazdroszcze ci – a jak to smakuje?
- To nie ma smaku – odpowiada Intuicja - Ma konsystencje.
- Konsystencje?!
- No tak, to troche jak - zamysla sie - jak szampan bez zapachu i smaku. Ale jest dosc ciezko strawne – niedobrze mi teraz.
- Czyli jak woda z babelkami?
- Nie, chyba zreszta i tak nie zrozumiesz wiec co ci bede tlumaczyc – odpowiada mi.
Nie lubie sie klocic z Intuicja. To dziwne uczucie jakbym dzialal wbrew sobie. Zupelnie nie logiczne. Jednak z drugiej strony czuje, ze powinienem sluchac...
Teraz jednak slysze glos, „nie zostawiaj mnie, potrzebuje cie!” – zaczynam biec do przodu po omacku... Stoj! – krzyczy ledwo za mna nadazajac Malgosia - Intuicja. Nie slysze i biegne dalej. Biegne i biegne i czuje, ze jestem coraz blizej. W powietrzu wyczuwam zgnilizne.
- O, juz... – dyszy Malgosia
- Co „juz”?
- Zgubilam sie – odpowiada.
- O kurwa!...
- Mowilam Ci przeciez to nie sluchales.

Trudno - mysle, teraz i tak nie mamy wyboru. Idziemy wiec w kierunku glosu. Nie wiem jak dlugo juz tu jestesmy – czas plynie tu inaczej. Wloczymy sie w kolko bez sensu. Glos cichnie a my przystajemy by troche odpoczac. W srodku zaczynam sie bac.
- Hep! – slysze.
- Co mowilas?
- Mowilam, ze mam dosyc – przestan sie bac – jakos to bedzie...
- Tak wiem, znam ten kawal – odpowiadam.
Siadam zrezygnowany. Slysze smiech, ktory doprowadza mnie do szalu bo nie moge dojsc jego zrodla. Slodki, smiech – wydaje sie... slodki ale jest w nim jakas nieczysta nuta, cos jakby... nie moge polozyc na tym palca ale cos jest w nim nie tak.
- Siemanko! – slysze nagle.
- A fy fto jeftes? – pyta Malgosia
- Nie gadaj z pelnymi ustami, to nie kulturalne – strofuje Intuicje.
- Jestem Instynkt – a wy?
- Jestem Ja – pomijam „s” i podaje reke. Instynkt – samo brzmienie tego imienia wzbudza zaufanie.
- Malgosia... przepraszam Intuicja.
- I co tu robicie – wygladacie zalosnie.. No, moze nie ty Mal.. Czy ja cie przypadkiem skads nie znam... I jak cie mam wlasciwie nazywac?
- Mow mi Intuicja – mam dosc tej dziecinady. Same problemy. Hep... Niedobrze mi.
- Co sie stalo – pyta Instynkt
- Dluga historia – mowiac w skrocie, podazalismy za glosem... - ty podazales - wtracila sie intuicja...
- Tak ja podazalem. Zgubilismy sie i nie mam zielonego pojecia gdzie jestesmy...
- Ja wiem – przerywa mi Intuicja
- To czemu mi nie powiedzialas?
- Bo ty tez wiesz...
- Nie wiem, moze podzielisz sie informacja?– w moim zmeczonym umysle rodzi sie nadzieja.
- W dupie – odpowiada Intuicja i jestesmy tu przez ciebie.

No tak, moglem sie przeciez tego sam domyslic. W sumie to ma racje i nie chce sie klocic ale zaczyna mi ciazyc, ze nas w to wpakowalem. No przeciez chcialem dobrze... Faktycznie sam juz zaczynam zapominac co ja tu robie.. nie widze celu. Ach tak Glos – weszlismy przeciez za glosem.
- Za glosem? – dziwi sie Instynkt
- No tak – Glos, nie slyszysz go?
- Nie... Wiesz co? – odzywa sie Instynkt - nie powinienes tak wlazic za byle glosem.
- Fo famo mu caly fas mofie – oblizuje place Intuicja
- A ja ci mówie nie gadaj jak jesz.
- hep!
- Dobra, przestancie sie klocic – jak chcecie z tad wyjsc calo to was wyprowadze, znam droge bo bylem juz tu kiedys wczesniej - sie wie! - pochwalil sie Instynkt. - Zreszta nie chcecie tu zbyt dlugo byc.
Przestaje sie bac. Intuicji tez jakos poprawia sie humor. Nie ma to jak trojka kompanow – od razu lepiej. Fajny ten Instynkt – ciesze sie, ze go poznalem.
- No to jak jestescie gotowi to i zabierajmy sie z tad. Im wczesniej tym lepiej. Nieoczekiwanie wraca mi humor. Wydaj sie, ze znowu wiem co robie.
- W kupie razniej – potwierdza Intuicja – ale tez blisko dupy... – dorzuca po zastanowieniu. Parskam smiechem mimo woli.
- Dlugo tak zamierzacie sie wyglupiac ?– nie moge poswiecic wam przeciez calego czasu. Chodzmy z tad – pospiesza nas Instynkt. Zatanawiam sie co ma na mysli mowiac „z tad”.
- Kiedys ci opowiem, teraz i tak nie zrozumiesz – odpowiada instynkt i zaczyna nas prowadzic.
Musze przyznac, ze jest bardzo tajemniczy – nie mowi wiele ale wydaje sie, ze wie duzo i jest bardzo pewny siebie. Mijam strzepki rozwieszonych ubran i zdaje sobie sprawe, ze prawie nic na mnie nie zostalo. Niczym zimny pot oblewa mnie wstyd. Zaraz, zaraz, czy ja nie rozwiesilem ich wiecej? Idziemy w milczeniu przez jakis czas. Z calej tej monotonii mijanego krajobrazu zaczynam rozmyslac...

- „Potrzebuje cie, nie zostawiaj mnie, ja kocham cie!...” – wyraznie slysze i zatrzymuje sie. Czy mi sie wydawalo czy slysze juz dwa glosy? - Czy juz zwariowalem?

- Co sie stalo? – pyta – Instynkt
- Ten Glos – nie slyszycie? – pytam - przeciez jest tak mocny!
- Ten znowy to samo, lepiej go trzymaj – mowi Intuicja
- Nie, naprawde – slysze go, jest straszenie silny!
I tak jest naprawde, ten glos dobiega zewszad, otacza mnie, czuje, ze jest blisko i jednoczesnie daleko. Czuje w nim radosc i smutek, zal i rozgoryczenie. Czuje w nim nadzieje i rozczarowanie... To by nie smakowalo Intuicji. Zaloze sie, ze to ma smak. Glos – nie potrafie sie mu oprzec. Jest przeszywajacy. Zatrzymuje sie, glos cichnie jakby.
- Sluchaj – mowie do Instynktu – jak dobrze znasz to miejsce?
- Dosc dobrze. Czemu pytasz?
- Bo czuje, ze jestesmy blisko – potrafie prawie wskazac kierunek z ktorego dobiega – musze to sprawdzic. Po prostu musze.
- Ja bym odpuscil na twoim miejcu – zaufaj mi.
- Uf, uf... – odezwala sie Intuicja
- Ha, ha Bardzo smieszne! – obruszyl sie Instynkt.
- Nie, to nie to – po prostu on zaczyna sie znow bac a ja juz naprawde nic wiecej w siebie nie wcisne.
- Wiem, przepraszam ale... ten glos... czuje, ze musze za nim podarzyc. Bo widzisz, ja naprawde cos widzialem, cos, kogos – tam na zewnatrz miedzy drzewami i mysle, ze ma to jakis zwiazek.
- Dobra ale musze cie uprzedzic – do momentu jak was tu znalazlem znam ten teren dosc dobrze ale sa rejony w do ktorych nie odwaze sie zapuszczac – jakos nigdy mnie tam nie ciagnelo.
- Co probujesz przez to powiedziec?
- Probuje powiedziec, ze nie znam tego miejsca na wylot – nie wszedzie tu bylem i jak znowu przesadzisz to wrocimy do punktu wyjscia... ale nie tego o ktorym myslisz. Czuje, ze im bardzie kieruje cie w strone z której przyszedles tym bardziej ty chcesz biegnac za jakims glosem... Jestes trudny wiesz?
- Dobra, bede pamietal – uspokajam go - ale teraz chodzmy – dluzej juz nie wytrzymam.
Mam dziwne uczucie. Czuje, ze wiem co robie ale ciagle nie ma efektu, scigam glos ktory pojawia sie i znika – czuje strach a jednoczesnie strach pcha mnie do przodu – problem w tym ze nie wiem gdzie jest ten przod. Nie posluchalem Intuicji a teraz sprzeciwiam sie Instynktowi. Nie jest dobrze. Okropnie mi to miesza w glowie. Ciagnie mnie by opuscic to miejsce... Czuje, ze powinienem wyjsc ale czuje tez, ze musze odnalesc ten Glos. Przystaje, chwyta mnie nagle dziwne klucie w klatce... Minie. Musze isc dalej. Jestem juz tym wszystkim zmeczony. Jestem zmeczony brakiem slonca, powietrza, ptakow, drzew, przestrzeni... Przystaje. Instynkt i Intuicja probuja mnie ciagnac za rece do tylu ale ja wciaz slysze ten glos. Bol rozrywa mi klatke. Swidruje mi w glowie, robi sie nie do zniesienia. Co sie ze mna dzieje? Upadam na kolana ale jakos wciaz czolgam sie dalej wlakac za soba uwieszonych do nóg moich swiezo poznanych towarzyszy. Chce by przestalo mnie bolec. Musze, po prostu musze to odnalezc.
- Ups!... – wypsnelo sie Instynktowi
- Co sie stalo?
- To co sie mialo stac – odpowiedzial Intstynkt
- Nie wiesz gdzie jestesmy? – pytam z niedowierzaniem.
- Wiem - odpowiada Instynkt – ale wcale mi sie to nie podoba.
- No to w czym problem? – przeciez wiesz gdzie jestesmy...
- Tak wiem... A ty Intuicjo?
- Hm.. niech pomysle - W dupie? – zgaduje Intuicja.
- Bardzo dobrze... Zadowolony jestes? Bo nie wygladasz – zwraca sie do mnie.
- Mowilam ci, ze tak sie skonczy...
Nie slysze juz jednak tego. Glos przeszywa mi wnetrze i zaciska sie na... Chwytam sie za piers... I nagle wiem.
- Przestancie! - krzycze.
Instynkt i Intuicja patrza wpierw na siebie a pozniej na mnie.

- No i?
- Podaj mi reke – zwracam sie do Intuicji – klade jej dlon na swojej piersi. Z poczatku oponuje ale po chwili widze jak jej oczy sie rozszerzaja. Zastyga w bez ruchu.
- Slyszysz? – pytam.
- Slysze – szepcze a po jej policzkach zaczynaja plynac lzy – slysze... ja... – glos jej sie zalamuje.
- Czy chcesz powiedziec, ze ten glos plynie z... – wtraca zaskoczony obrotem sprawy Instynkt.
- Serca...? – chciales zapytac – tak, on plynie z mojego serca.
- Pokaz mi to.
- Nie rob tego – powstrzymuje go Intuicja – nie rob sobie tego.
- Hej, zapominasz kim jestem? – wiem co robie – Instynkt ostroznie zbliza sie do mnie.
- Ja tez tak myslalam...
Odsuwam reke Intuicji i czuje jej palce na moim policzku – chyba po raz pierwszy widze, ze sie o mnie naprawde martwi. Siegam do wnetrza i wyciagam Serce... I rozlega sie Glos... Ono placze, wyraznie to slysze. Placz plytnie z rozdartej rany posrodku mojego serca. Nie, On nie plynie – buchnal fontanna nut i teraz powoli skapuje na pieciolinie podlogi – probuje go uciszyc ale nie potrafie. Widze, ze Instykt tez bardzo sie zmartwil – nie placze ale na jego twarzy maluje sie dziwny obraz. Nie potrafie go opisac.
- Wiesz – nigdy nie widzialem rozdartego serca – przyznaje sie – to bardzo smutny widok.
- Przepraszam was – Nie wiedzialem... to wszystko moja wina – nie powinienem was w to wciagac.
- To ja przepraszam, ze cie nie powstrzymalam – teraz rozumiem, ze nie moglam – takiej sile sama nie moglabym sie oprzec
- Instynkt stoi ale wyraznie widze, ze go zatkalo i nie wie co powiedziec. Widze jednak jak jest mu glupio – patrze mu w oczy i daje do zrozumienia, ze nie musi nic mowic - Ja rozumiem. To nie jego wina.
Ogarnia mnie wstyd – oto jestem tu. Nie wiem gdzie jest tu, jestem prawie nagi, w rece trzymam swoje zlamane Serce a moi dwaj towarzysze zgubili sie razem ze mna... Chce z tad uciec.
Z oddali dobiega mnie stlumiony smiech... Smiech. Ten sam smiech, ktory slyszalem na zewnatrz.
"Dlaczego mi to robisz?" - Tak to ten sam glos ale nie plynie on z serca. Nie moge w to uwierzyc! Jednak na dzwiek tego glosu z rany tryska fontanna smutnego dzwieku. Patrze w niedowierzaniu na krecace sie jak upuszczone miedziaki nuty i czuje jak na moje oczy napiera ocean lez.
- Czesc! Ja jestem Strach! – wypelzl z ciemnosci glos a za nim wielkie oczy.
I wtedy pierwszy raz zobaczylem ze Intuicje doslownie zatkalo.
Cdn...

0 comments:

Post a Comment